STANISŁAW ZALEWSKI
Wydarzenia i znaki czasu z lat 1939-1945
Stanisław Zalewski urodził się w 1925 r. w Suchej Woli. Przed wybuchem wojny mieszkał Warszawie, na Pradze. Tutaj uczęszczał do szkoły powszechnej. W 1940 r., z uwagi na ciężką sytuację rodzinną musiał przerwać naukę i rozpocząć pracę. Pracował w warsztacie samochodowym Cz. Kozikowski na ulicy Waliców.

Z uwagi na ciężką sytuację rodzinną w lutym 1940 roku przerwałem ostatni rok nauki w Szkole Powszechnej i poszedłem do pracy do warsztatu samochodowego „Cz. Kozikowski” na ulicy Waliców, to jest na terenie ówczesnego żydowskiego getta. Warsztat – przejęty przez Niemców – naprawiał samochody wojskowe. Dostałem specjalny dokument tożsamości, tzw. Ausweis, przepustkę na wejście do getta i, co najważniejsze, dodatkowe kartki na żywność.

W getcie widziałem ludzi tak wychudłych, że wyglądali jak szkielety obciągnięte skórą. Widziałem jak upadali na ulicy, aby się już więcej nie podnieść. Widziałem wyciągnięte chude ręce i głęboko zapadłe oczy, proszące bez słów o pomoc.

Na terenie getta działały – sformowane przez Niemców – policja żydowska i rada żydowska, złożona ze starszyzny. Jedni i drudzy musieli wykonywać drastyczne polecenia okupanta.

Spotykałem także Żydów dobrze odżywionych i odzianych. W naszym warsztacie pracowało za zgodą Niemców kilku żydowskich prominentów. Wielokrotnie prosili nas o przyniesienie ze strony aryjskiej bułki z szynką.

Żołnierze Wermachtu lub formacji SS, którzy przychodzili do naszego warsztatu, urządzali sobie sadystyczne zabawy, których ofiarami byli przechodzący obok bramy wjazdowej mieszkańcy getta. Rozrywką było dla nich zatrzymanie Żyda z długą brodą, podpalenie mu jej zapalniczką i nakazanie nieszczęśnikowi, aby z palącą się brodą szybko uciekał.

Kiedyś uległa awarii sprężarka do pompowania opon. Znajdujący się w warsztacie żołnierz wyłapywał mężczyzn i nakazywał im ręcznie pompować oponę, poganiając gumową pałką. Jak taki nieszczęśnik upadał ze zmęczenia, zastępował go następnym, a los leżącego zupełnie go nie interesował.

Mój brat Józef miał specjalne powiązania i przemycał do getta paszporty wystawione przez przedstawicielstwo Argentyny. Do końca życia nie chwalił się tym, a tajemnicę kontaktów w tej sprawie zabrał ze sobą do grobu. Ja nosiłem do getta tylko żywność […].